

W cieniu sosen, w blasku sztuki
Nie każdy dom musi być krzykliwą opowieścią o designie. Są takie, które wolą szeptać – ale szeptem na tyle sugestywnym, że trudno go zignorować. Tak właśnie jest z wnętrzem ponad 310-metrowego domu w Józefowie, zaprojektowanego jako scenografia dla dwóch równoległych spektakli: tego, który rozgrywa się w sosnowym lesie za oknem, i tego, który tworzą obrazy Joanny Sarapaty oraz rzeźby ustawione we wnętrzu.
Kadr zamiast dekoracji
Ogromne panoramiczne przeszklenia nie są tutaj po prostu „oknami”. To raczej wielkoformatowe ramy dla pejzażu – codziennie innego, w zależności od pory dnia i roku. Projekt wnętrza podporządkowano temu, by las mógł wejść do środka i grać pierwsze skrzypce. Reszta jest subtelnym akompaniamentem.
W skali szarości króluje mikrocement – na ścianach i podłodze. Nie po to, by było „surowo”, ale po to, by było neutralnie. Szarość działa jak ekran projekcyjny: uwydatnia światło, ruch cieni i rytm użylenia kamienia. A ten ostatni jest tutaj bohaterem samym w sobie – forniry kamienne i naturalne płyty o rysunku tak malarskim, że trudno oprzeć się wrażeniu, że natura sama konkuruje z Sarapatą o miano najlepszego artysty.
Ciepło drewna i zimna krew betonu
Aby dom nie popadł w chłodną ascezę, sufit obłożono drewnem magnolii – materiałem nieoczywistym, subtelnym i miękkim w odbiorze. W efekcie surowa geometria wnętrza zaczyna pulsować ciepłem. W tej przestrzeni świetnie odnajdują się również włoskie lampy wybrane przez inwestorkę. I to nie byle jakie – duże, dekoracyjne, czasem wręcz teatralne. Bo skoro wnętrze ma być tłem, to światło ma prawo zagrać pierwszoplanową rolę.
Dom, który żyje latem
Salon i jadalnia otwierają się przez wielkie przeszklenia na taras z basenem. Tu pojawia się kuchnia zewnętrzna, donice z ziołami, przestrzeń, która latem staje się właściwie centrum życia domu. Z gabinetu i siłowni także można wyjść prosto na taras – co daje unikalny przywilej: po pracy albo treningu wystarczy otworzyć drzwi i wskoczyć do basenu. To luksus rozumiany nie jako złote klamki, ale jako codzienny rytuał zanurzenia się w lesie.
Dziecięce światy kontra szarość
Całość projektu utrzymana jest w konsekwentnej tonacji szarości i natury – wyjątek stanowią pokoje dzieci. Syn dostał przestrzeń w klimacie skate i graffiti, wciąż szarą, ale przyprawioną energią street-artu. Pokój córki to z kolei królestwo bieli, minimalizmu i stylu „clean girl”. Dzięki temu każde dziecko ma swoje indywidualne terytorium, nie tracąc jednocześnie kontaktu z atmosferą całego domu.
Skromny front, otwarty ogród
Od strony wejścia dom jest zamknięty, dyskretny, nie zdradza wszystkiego od razu. Ale od ogrodu otwiera się szeroko, zaprasza do środka. To architektura o dwóch twarzach – powściągliwa wobec świata zewnętrznego, a zarazem szczodra wobec swoich mieszkańców i gości.
Wnętrze jak opowieść
Przechadzając się po tym domu, nie da się wszystkiego zobaczyć od razu. Tu nie chodzi o efekt „wow” na wejściu, ale o stopniowe odkrywanie. Najpierw pejzaż za oknem, potem światło, dalej obrazy, rzeźby, zaskakujące detale kamienia. To wnętrze działa jak dobra narracja – im głębiej wchodzimy, tym więcej warstw odsłania.
Bo choć dom jest tłem, nie jest milczącym statystą. Raczej uważnym narratorem, który wie, kiedy się wycofać, a kiedy rzucić błyskotliwy komentarz w postaci detalu czy nieoczywistej faktury. I w tym właśnie tkwi jego siła.
źródło: pieknydom24.pl
